Powieść, która stawia niezwykle aktualne pytania o granice prywatności, intymności i uwikłanie technologii w codzienność dzisiejszego człowieka. Prawie zawsze zaczyna się w prywatnych domach. Zarejestrowano już tysiące przypadków w Vancouver, Hongkongu, Tel-Awiwie, Barcelonie, Oaxace. Rozprzestrzeniają się bardzo szybko na całym globie.
To nie są ani zwierzątka, ani duchy, ani roboty. To prawdziwi ludzie. Problem polega na tym, że ktoś, kto przebywa w Berlinie, nie powinien swobodnie przechadzać się po mieszkaniu w Sidney, a człowiek mieszkający w Bangkoku nie powinien jeść śniadania z cudzymi dziećmi
w apartamencie w Buenos Aires. Tym bardziej że ci, których wpuszczamy do domów, pozostają całkowicie anonimowi. Kentuki wcale nie są – jak mogłoby się zdawać – odpowiednikiem tamagotchi, którymi bawił się cały świat w latach 90. Są atrakcyjnymi
wirtualnymi przytulankami, do których nie dołączono instrukcji obsługi. Za każdym z nich gdzieś na świecie kryje się ktoś, kto patrzy na nas ich oczami.
Powyższy opis pochodzi od wydawcy.