Tak naprawdę większość tych wojen wygrał jeden człowiek. Gdy patrzy się na jego zdjęcie to przemiły starszy pan – Michaił Timofiejewicz Kałasznikow. Ma ponad 90 lat. Jest konstruktorem najbardziej niezawodnego produktu, jaki kiedykolwiek powstał w ZSRR. Znany jest jako AK-47. AK to skrót od Automat Kałasznikowa, a liczba 47 to rok, gdy został zaprojektowany. Po tylu latach wciąż jest doskonały. Widziałem go na fladze Hezbollahu w strefie Gazy i Bejrucie. W Iraku ma swój pomnik. Ogromna dłoń trzymająca karabin. Mali chłopcy, idąc boso przez dżunglę w Kongo i wioski w Rwandzie, przewieszali go sobie przez ramię. Sięgał im do kolan. Ale bardzo sprawnie się nim posługiwali. W ciągu jednego dnia wojny można się więcej dowiedzieć o ludziach niż przez lata znajomości. Dla wielu z nich wojna jest całym życiem. Innego nie znają. Oni zawsze są w stanie wojny. O Bejrucie:Mógł być najpiękniejszym miastem tego regionu świata, ale stał się symbolem niemal niekończącej się wojny. Pokój był tu tylko krótkimi przerwami w kolejnych walkach. Kto ze sobą walczył? Każdy z każdym. Chyba w żadnym innym miejscu zdrada nie była tak powszechna, sojusze tak często łamane, a przymierza zawierane ludźmi, na których jeszcze wczoraj urządzano polowania. W tym jednym mieście spotkali się wszyscy – maronici, druzowie, szyici, sunnici, agenci syryjscy i irańscy, Hezbollah i Mosad. To opowieść o Bejrucie i jego mieszkańcach, najwspanialszych i najciekawszych ludziach, jakich poznałem w tej części świata.