„Dziwią się co jeszcze robię w Kościele
jedni chcieliby mnie wypchać
inni kpią: miał być kamyczkiem
ruszającym lawinę a zmiażdżono go na pył
Trzyma mnie klucz do tabernakulum pod gruzami
(…)
tylko z tajemnicą da się wytrzymać”
Alfred Wierzbicki w tomie Szyszka pinii pyta o to, gdzie jest Bóg, gdy w Buczy i Mariupolu giną niewinni? Czy łajdacy zostają biskupami, czy raczej biskupstwo czyni ich łajdakami? Dlaczego są tacy chrześcijanie, którzy dzieląc się opłatkiem, nie otworzą drzwi dla uchodźców? Kreśli intymny portret pustych miejsc, które zostawili po sobie ci, co odeszli, i godzi się z kruchością własnego ciała.
Wiersze Wierzbickiego to osobisty raptularz utrwalający ulotne epifanie, przenikliwy rachunek sumienia wystawiony współczesności, ale też hołd dla kultury klasycznej i wyznanie wiary na przekór świata, który wypełnia skandal ludzkiego cierpienia i bólu.
Powyższy opis pochodzi od wydawcy.