Limboski (czyli Michał Augustyniak) z powodzeniem kontynuuje swoją odyseję muzyczno-podróżniczą. W poprzednim odcinku (album "W Trawie... ") był krakowskim bardem i poetą. W międzyczasie z tonącego w oparach smogu i (jak sam mówi) konserwatywnego Krakowa uciekł jednak do Berlina.
Niemiecka stolica, w której mieszają się inspiracje kulturowe i artystyczne, a ulice tchną tolerancją dla indywidualności - okazała się dlań idealną przystanią. Na najnowszej płycie "Poliamoria" Limboski przemawia z nieskrępowaną ekspresją głosu i słowa. To zdecydowanie jego najbardziej dojrzały tekstowo i dopracowany muzycznie materiał w dotychczasowej karierze.
Tym razem pielęgnowana od wielu lat słabość do amerykańskiej muzyki źródeł (bluesa, folku i korzennego rock'n'rolla) to dla Limboskiego zaledwie punkt wyjścia. Celem – napisanie piosenek nośnych, przystępnych, mądrych i urzekających stylistycznym bogactwem. Na wszystkich tych polach artysta odnosi bezdyskusyjny sukces. W programie płyty znalazły się ostre, dynamiczne riffy gitarowe, ale też egzystencjalne w wymowie ballady podszyte duchem gospel czy country.
Całość po raz kolejny w przypadku Limboskiego spaja produkcyjna ręka Marcina Borsa, dzięki któremu nagrania oddychają i mienią się barwami.