Zabiedzone osiedle znienawidzonego miasta. Odrapana szara kamienica. Wynajęte mieszkanie na czwartym piętrze. A w nim krew. Wszędzie krew. Spływająca z surowych ścian. Kapiąca ze zniszczonego łóżka. Sącząca się z rozkawałkowanego ciała 24-letniej Martyny Bułeckiej.
Żadnych śladów sugerujących, kto mógł ją zabić. Ani dlaczego to zrobił. Ani jak go złapać.