Jest rok 2020. Na całym świecie, a więc i w Karzistanie, małym kraiku leżącym gdzieś w środkowej Azji, przeprowadzony zostaje test "Tlenu": globalnej sieci obywającej się bez komputerów i interfejsów. Wykorzystującej bezpośrednio specjalnie sformatowane fragmenty mózgu. Test kończy się źle, są ofiary śmiertelne.
A w małej, zagubionej w karzistańskich górach wiosce, spaja on w jedno dwie osobowości: głównej bohaterki, kobiety w średnim wieku, Mae Chung i zmarłej w jego trakcie ślepej staruszki, pamiętającej bardzo dawne czasy. "Tlen" ma powrócić za rok, po poprawkach, obie kobiety istnieją w nim jednak już teraz. Jako jedna osobowość. Istnieją jednocześnie w "Tlenie", gdzie ludzie nie mają ciał, i w ciele Mae.
Mae Chung, choć analfabetka, jest inteligentna, sprytna i mądra. Stara się przygotować konserwatywną wiejską społeczność na nieuniknione zmiany. Rozwija biznes w dotychczasowej, klasycznej sieci, bogaci się, uczy nowego świata siebie i innych, choć los nie szczędzi jej osobistych dramatów. Drugie "ja" Mae, obrócone w przeszłość, sprzeciwia się wszelkim zmianom. Do końca nie wiemy, które zwycięży. Do końca nie wiemy nawet, czym jest zwycięstwo: zwieńczeniem tradycji czy jej zagładą?
Mae Chung to chyba najpełniej kobieca bohaterka współczesnej fantastyki naukowej. A "Tlen" jest równie zaskakującą, co piękną opowieścią o tym, jak przeżyć między młotem nowego, które nie chce nadejść i kowadłem starego, które nie chce odejść.