Informujemy, że serwis ten wykorzystuje pliki Cookie. Aby dowiedzieć się więcej kliknij tutaj.

Dominika Długosz - Tajemnice pałacu prezydenckiego

Flaga Polska 12 lutego 2025, środa
Autor: Dominika Długosz
Wydawnictwo: Czerwone i Czarne
Literatura Faktu

Pałac prezydencki jest jak dwór, żyje swoim własnym życiem, oderwanym od zewnętrznej rzeczywistości. W pałacu dzieją się rzeczy ludzkie, nie tylko urzędowe.



W czasie rozmów z kolejnymi urzędnikami, ministrami, politykami i oficerami BOR usłyszałam kilka bardzo mocnych obyczajowych historii. Usłyszałam więc opowieść o tym, że był kiedyś prezydent, który miał wyjątkową słabość do jednej ze swoich urzędniczek. Ta słabość była powszechnie znana, chociaż nigdy nie traktowano jej w kategoriach innych niż polityczne. Aż do chwili, w której pierwsza dama bez zapowiedzi weszła do prezydenckiego gabinetu. Urzędniczka dość szybko po tym wydarzeniu pożegnała się z urzędem.



Usłyszałam historię o pierwszej damie, którą szczególna więź łączyła z oficerem ochrony. Więź jednostronna, bo prezydentowa nie przekroczyła nigdy granicy oficjalnej zażyłości. Jednak historia skończyła się tragicznie. Funkcjonariusz zmarł. Oficjalna przyczyna śmierci to niewydolność serca. Nieoficjalnie plotkowano, że prosił o zwolnienie ze służby, ale go nie dostał.



Usłyszałam historię o prezydencie, który miał wyjątkową słabość do kobiet. Niezwykle lubił ich towarzystwo. Czasem za bardzo i za często.



Usłyszałam historię o wysoko postawionym urzędniku prezydenckiej kancelarii, który sprawiał poważne problemy, bo składał propozycje seksualne osobom z obsługi pałacu. Urzędnik został, a osoby skarżące się na jego zachowanie dostały propozycję innej pracy.



Usłyszałam historię o pierwszej damie, która przeżyła fascynację osobą ze swojego gabinetu. Fascynacja trwała dłuższy czas, a prezydent miał jej świadomość. Po prostu nie miał wyjścia i przymykał oko, bo prezydentowa nie chciała z tej znajomości zrezygnować.



Usłyszałam także o prezydencie, którego zażyłość z jedną z kobiet bardzo istotnych dla jego środowiska politycznego stała się powodem jego olbrzymich kłopotów politycznych.



Usłyszałam również, że był minister, który dzień zaczynał co prawda od kawy, ale już o dziesiątej sięgał po pierwszą whisky, nie czekając nawet do trzynastej. I o trzynastej nie kończąc.



Usłyszałam, że jedna z par prezydenckich nie rozmawiała ze sobą całymi tygodniami, oboje uśmiechali się tylko do zdjęć i zagranicznych gości.



Usłyszałam o prezydentowej, która w awanturach ze swoim małżonkiem nie gryzła się w język i klęła jak cała armia szewców, a funkcjonariuszom BOR więdły uszy.



Usłyszałam, że jeden minister śledził innych, żeby mieć na nich haki i donosić prezydentowi, kto z kim spotyka się na mieście i kto może być źródłem przecieków zza pałacowego muru.



Usłyszałam, że jeden prezydent miał tendencje do robienia takich awantur, że nie tylko uszy więdły, ale przede wszystkim wyrzucał z pracy trzy razy w tygodniu te same osoby, bo nie pamiętał, kogo już zwolnił.



Powyższy opis pochodzi od wydawcy.