-io' to szósty album wokalistki i kompozytorki Haley Fohr, znanej jako Circuit des Yeux. Album ukazał się nakładem Matador Records. Circuit des Yeux jest znaną postacią w chicagowskiej społeczności muzycznej, wydała cenione albumy w wytwórniach De Stijl, Thrill Jockey, Drag City i koncertowała na całym świecie. -io jest jej najbardziej drobiazgowym i wyszukanym dziełem do tej pory - zestawem kompozycji, w których czterooktawowy głos Fohr gnieździ się w innym świecie pośród 24-osobowego zespołu muzyków grających na instrumentach dętych i smyczkowych. Płyta została nagrana jesienią zeszłego roku przez Coopera Craina w chicagowskim studio Electrical Audio, a zmiksowana przez Martę Salogni (Bjork, Holly Herndon), przy czym Fohr pełniła rolę aranżera i producenta. Napisany w następstwie osobistej straty i nagrany w środku pandemii, -io mapuje geografię żałoby - miejsce, gdzie "przez cały czas wszystko się kończy". Choć muzyka Fohr nigdy nie była pozbawiona ambicji, te utwory uderzają błyskotliwością i dziwnością. Na -io Circuit des Yeux dostarczyła dzieło, które jest żywe, potężne i w pełni oświetlone. Zanim pandemia rzuciła swoją żałobną aurę na cały świat i zanim Haley Fohr zaczęła składać swój szósty album jako Circuit des Yeux -io, opłakiwała bliskiego przyjaciela. Na pewien czas strata oderwała ją od sztuki. Fohr, osobliwa i znana postać na chicagowskiej scenie muzyki eksperymentalnej, znana ze swojego ujmującego głosu i nastrojów, które wokół niego tworzy, prowadziła stałą praktykę twórczą od czasu, gdy jako nastolatka zaczęła nagrywać własną muzykę. Żałoba zniszczyła ten fundament. Fohr nie mogła pisać przez wiele miesięcy, był to najdłuższy okres bez pracy nad muzyką jaki przeszła od czasu, gdy w wieku 17 lat doświadczyła pierwszego epizodu dużej depresji. Zimą, tuż przed wybuchem pandemii w Stanach Zjednoczonych, Fohr miała odbyć rezydencję artystyczną w domu Roberta Rauschenberga na Florydzie. Chciała skończyć nowy materiał przed wyjazdem, ale pisanie muzyki nie posuwało się naprzód. Wyhamowana, odwróciła się do organów, z dala od gitary i zaczęła chwytać melodie, które powoli zaczynały dokądś prowadzić. To nie było to, co miała nadzieję przynieść na południe, ale to był początek. "Pojechałam na rezydencję Roberta Rauschenberga z myślą, że spróbuję zgłębić ciężką pracę, jaką jest radość. W tamtym momencie już tak długo pogrążałam się w smutku. Pomyślałam, że chcę pisać o radości. Wiem, że to będzie ciężka praca" - mówi Fohr. "Ale kiedy znalazłem się na plaży, w tym uprzywilejowanym, wspaniałym miejscu, poczułam się jeszcze bardziej przygnębiona. Myślaaem, że to będzie ten balsam, ale zamiast tego była to po prostu najsmutniejsza plaża w moim życiu". Po zachodzie słońca na wyspie Captiva, florydzkie niebo jarzyło się głębokim, pomarańczowym słońcem. Uderzający obraz stał się przewodnikiem między wnętrzem Fohr a jej otoczeniem, chroniąc ją przed doświadczalną izolacją, przywiązując do rzeczywistości. Przeniosła to niebo z powrotem do Chicago i trzymała je przy sobie, gdy świat się zamknął, a masowa śmierć wywołała żałobę na niepojętą skalę. W ten sposób Fohr zaczęła kultywować świat wewnątrz świata, świat zwany -io, "miejsce, gdzie wszystko się kończy cały czas". Niebo nad -io jest dziwnym, promiennym pomarańczowym kolorem Florydy. Jest to środowisko zabudowane, nienaturalne, wykonane z betonu i szkła, z drapaczami chmur, które rozciągają się aż do zaniku, gdy patrzysz na nie w górę. Jest rozpadające się i duszące, miasto wiecznie na skraju załamania, gdzie napięcie nigdy nie przechodzi w katharsis, gdzie upał nigdy się nie kończy. W tym świecie, w jego zamkniętej pętli czasu, Fohr mogła znów zacząć się poruszać. W czasie pandemii prześladowały mnie wspomnienia - mówi. Jako ktoś z PTSD, wspomnienia są we mnie skręcone w sposób, który nie pomaga mojemu wyższemu ja. Tworzenie tego albumu było po raz kolejny próbą uwolnienia się od tego mroku w sposób, w jaki zawsze robiła to dla mnie muzyka. W zamknięciu, jej typowa praktyka wspólnego pisania piosenek stała się samotna. Pisała na fortepianie i organach, instrumentach o większej skali niż jej zwykła gitara, czuła bardziej "jak solidny fundament, na którym można stanąć". W jej tekstach wciąż powracały obrazy czarnych dziur i grawitacji, wszechogarniających zjawisk, które oddają nasze wspólne doświadczenie fizycznej rzeczywistości. Mam obsesją na punkcie czarnych dziur, które są największym przyciąganiem grawitacyjnym - mówi Fohr. To także taka synonimiczna metafora śmierci. Rzeczy wchodzą, mogą iść tylko w jedną stronę. Wchodzą i nigdy nie wychodzą. Z tej kolosalnej bramy zaczęły powstawać piosenki. Podążają za rozpadem świata w jego obecnym kształcie, za ciężko wypracowanymi rytuałami i przyzwyczajeniami, które już zaczynają pękać pod naporem katastrofy klimatycznej. Jak w "Vanishing", gdzie Fohr śpiewa "żegnaj" wszystkiemu, co widzi i czego dotyka wokół siebie. Klaustrofobiczne nastroje spina groźnymi szeptami w "The Chase" i rozluźnia je rozległymi wokalnymi, takimi jak te, które tworzą łaty w powolnym, otulającym "Walking Toward Winter" i przebijają się przez melancholijny "Stranger", mrożącą krew w żyłach fortepianowo-smyczkową kompozycję, która została nagrana na żywo w jednym ujęciu. Pracując w domu na swoim komputerze, Fohr napisała, zaaranżowała i wyprodukowała każdą nutę -io. Pisała na 23-osobową orkiestrę, gromadząc smyczki, instrumenty dęte i perkusję wokół swoich śmiałych melodii wokalnych. Zainscenizowała -io na skalę większą niż wszystko, co nagrała wcześniej, skalę, która dorównywała ogromowi, jaki przeżyła. Na tyle dużą, by pomieścić świat w jego zgiełku. Zgodnie z restrykcjami COVID, Fohr mogła nagrywać tylko z sześcioma innymi muzykami w studiu w tym samym czasie. Ona i jej współpracownicy - 13 znanych muzyków z chicagowskiej sceny jazzowej, klasycznej i eksperymentalnej - zbudowali -io warstwa po warstwie, splatając jego ból z wyraźną tęsknotą, która iskrzy w jego mrocznym sercu. Instrumenty dęte wołają jak przerażone i odległe głosy z zawrotnego walca "Neutron Star", spaghetti-westernowa gitara rozbrzmiewa jak w jaskini pośród perkusyjnego łomotu "Dogmy". Smyczki uderzają o siebie jak strugi deszczu w apokaliptycznym brzmieniu "Vanishing". Pośród nich głos Fohr unosi się w przestrzeni, przesterowany do tego stopnia, że staje się swoistą architekturą, jednocześnie podmiotem narracji i otoczeniem. Efekt jest jednocześnie pojemny i miażdżący, jak gdybyśmy zostali wciągnięci do gazowego giganta. Oto, co się dzieje, gdy weźmiesz duszący smutek i oddasz go przestrzeni: rozszerza się. Staje się czymś, co można przemierzyć. To ciche, niemożliwe uczucie straty może zostać nagle przekroczone. Ciało porusza się przez nią. To, co kiedyś wydawało się być nieprzeniknioną katastrofą, zamienia się w miejsce możliwości. Ze szczątków coś wyrasta i ruina przestaje być ruiną. W całym swoim ciężarze jest to po prostu miejsce, w którym można zacząć.
Lista utworów:
1. Tonglen | In Vain
2. Vanishing
3. Dogma
4. The Chase
5. Sculpting the Exodus
6. Walking Toward Winter
7. Argument
8. Neutron Star
9. Stranger
10. Oracle Song